12/01/2018

W SAMYM ŚRODKU ZIMY | ISABEL ALENDE

Witajcie,dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć trochę na temat pewnej książki,którą idealnie mi się czytało podczas ostatnich bardzo zimnych dni chodzi mi o powieść "W samym środku zimy" autorstwa Isabel Alende.


W samym środku brooklyńskiej śnieżycy sześćdziesięcioletni Richard Bowmaster, profesor uniwersytecki, wjeżdża w bagażnik samochodu Evelyn Ortegi, młodej nielegalnej imigrantki z Gwatemali. To, co z początku wydawało się zaledwie drobnym wypadkiem, staje się czymś o wiele poważniejszym i niespodziewanym, z chwilą gdy Evelyn staje w progu domu profesora w poszukiwaniu pomocy. Zakłopotany całą sytuacją, w ząb nie rozumiejąc, co po hiszpańsku mówi dziewczyna, prosi o pomoc swoją lokatorkę, Lucię Maraz, sześćdziesięciodwuletnią Chilijkę, która przyjechała na jakiś czas do Stanów Zjednoczonych z serią gościnnych wykładów na tym samym uniwersytecie, na którym uczy Richard. Te zupełnie różne osoby wyruszają ku dramatycznej i niezwykłej przygodzie, która ma miejsce na współczesnym Brooklynie, lecz jej korzenie sięgają niedawnej przeszłości w Gwatemali, lat siedemdziesiątych w Chile i oraz osiemdziesiątych w Brazylii. To właśnie w przeszłości bohaterowie znajdują swoją wewnętrzną siłę. Dla Lucii i Richarda będzie to przede wszystkim nowa szansa na miłość
opis z lubimyczytac.pl

Spodziewałam się,że książka ta będzie jakimś kryminałem lub czymś w tym stylu,okazało się,że z kryminałem tak naprawdę nic wspólnego nie miała.  Jest to bardziej powieść obyczajowa,z pewną małą zagadką o która tak naprawdę była wątkiem pobocznym. Autorka skupiła się głównie na opisaniu przeszłości bohaterów,która nie była przyjemna,więc ponad połowa książki jest pisana w czasie przeszłym a to co dzieje się w tej chwili jest zrzucone na drugi plan. Isabel opowiada nam o tym jak trudno jest dorastać w takich krajach jak ,Meksyk,Gwatemala itp. Dowiadujemy się trochę o życiu tamtejszych rodzin,o ich problemach,o tym jak trudno im się żyje, Naprawdę czytanie o tym nie było czymś przyjemnym,książka na pewno nie jest napisana do tego aby umilić nam wieczór.
Temat,którego podjęła się autorka jest trudny i ciężki,ale wydaje mi się,że opisanie go bardzo dobrze jej wyszło.

Autorka ma piękny styl pisania,podoba mi się to,że każdy wątek,który rozpoczęła został zakończony,bardzo płynnie przechodziła z rozdziału z teraźniejszości do tego z przeszłości i na odwrót. Jestem pewna,że to nie będzie moje ostatnie spotkanie z Isabel Alende,na pewno sięgnę po jeszcze inne jej książki. 
Książka wywołuje w czytelniku(a przynajmniej w moim przypadku tak było) masę skrajnych od siebie uczuć, w jednej chwili,głównie czytając o przeszłości jednej bohaterki miałam ochotę płakać i byłam tym bardzo poruszona,a potem nagle byłam rozbawiona. Uważam,że jest to duży plus dla autorki,że  w książce umiała zawrzeć i rzeczy smutne,ale także takie dzięki którym mogłam się uśmiechać.

Jedyne co nie pasowało mi w tej książce, jest to samo co w powieści "Nie,po prostu nie" czyli wiek bohaterów. Tutaj też możemy się spotkać z starszymi postaciami,które większość życia mają już za sobą. Także tak jak w przypadku tamtej książki ciężko było mi zrozumieć ich pewne zachowania,ale to tylko przez to,że jestem od nich dużo,dużo młodsza. W powieści spotykamy się z Richardem,czyli facetem po 50 wykładającym na uniwersytecie, Lucią jego współlokatorką oraz młodą imigrantką,która przypadkowo zagościła w życiu tej dwójki i to tak naprawdę dzięki niej Lucia i Richard zbliżyli się do siebie.


No więc,książka mi się podobała,tylko byłam nastawiona na jakiś kryminał,niestety okazało się inaczej,ale nie narzekam bo była to bardzo  dobra obyczajówka i bardzo wam ją polecam.
za książkę bardzo dziękuję WYDAWNICTWO MUZA oraz BUSINESS&CULTURE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz